Byłem oczarowany – rzecz jasna – prostotą, a nawet pewnym ascetyzmem polskiej szkoły plakatu i polskiej szkoły filmu animowanego. lat 60 i 70-tych. Kilka kresek, linii, dwa-trzy kolory i gotowe i to jak wspaniale gotowe. Dzieła mistrzów tych szkół robiły na mnie kolosalne wrażenie. Wtedy właśnie żałowałem, że nie jestem artystą plastykiem. Sami pomyślcie – kilka linii i dwa kolory. Potęga, psiakrew.
Wiem, że wyżej nosa nie podskoczę, że z całą pokorą musze podejść do tej wrażliwej kwestii, wiem nawet, że rodzona córka, Ewa, plastyczka ma w porównaniu ze mną pozycję niewiarygodnie lepszą, wszystko to wiem, ale z wrodzonej głupoty dziargam jakies obrazki i – jak już gdzieś wspomniałem – rozkwit netartu mnie w tej mierze ośmielił.